Mleko 2 łyżki. 400 gramów kalafiora. Napełnij wodą. Sól 1 łyżeczka. Mleko 2 łyżki. 1 cebula. Oliwa z oliwek. 2 słodkie papryki. Pomidory koktajlowe. 4 jajka. Sól 1 łyżeczka. 5 łyżek oleju słonecznikowego. 130 gr mąki ryżowej. 500 ml mleka. Pietruszka. 150 gr sera mozzarella. Piec w temperaturze 180°C (350°F) przez 40 minut 7 marca 2013 Po jakim czasie z piersi leci woda nie mleko? Po jakim czasie mleko z piersi traci na wartości? Cóż, po żadnym. Zawsze jest w mleku coś z czego dziecko może czerpać korzyści. Krowy też nie produkują dla swoich cieląt pełnowartościowego mleka tylko przez jakiś krótki czas. Ba krowy nawet i bez cielaka dają mleko, które może młodym cielakom służyć! Więc dlaczego kobiety miałby produkować wodę? Weźmy na przykład zapotrzebowanie energetyczne. Mleko mamy zaspokaja je w: 0-6 dziecka – 100% 7-8 – 70% 9-11 – 55% 12-23 – 40% Karmienie piersią zaspokaja zarówno w 2 jak i trzecim dziecka nadal takie potrzeby jak: potrzeby żywieniowe, bo zawiera witaminy, białka i tłuszcze które organizm dziecka przyswaja niemal w całości, potrzeby zdrowotne bo w odpowiedzi na zewnętrzne czynniki gruczoł piersiowy produkuje przeciwciała oraz emocjonalne i psychiczne dziecka i matki (tak matki też bo jest to proces dwukierunkowy). Żadne naukowe badania nie zawierają sugestii nawet, że istnieje jeden właściwy moment zakończenia karmienia piersią. Nawet koncerny spożywcze nie mają w swoim arsenale takiej daty, bo karmienie piersią to naturalny proces, indywidualny i inny dla każdej mamy i jej dziecka i warto o tym pamiętać jak ktoś na hasło karmię piersią a dziecko ma już ponad rok roztoczy wizję wody, fanaberii i eko szajby. HafijaNazywam się Agata. to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią. Zasada numer jeden: nie zabraniać słodyczy. Zakazany owoc najlepiej smakuje, a przecież wystarczy, że dziecko wyjdzie do koleżanki, babci albo do przedszkola i spotka się w końcu z pokusą. Jeśli ograniczamy maluchowi słodycze to róbmy to stopniowo, aż do osiągnięcia rezultatu: słodycze raz lub dwa razy w tygodniu. Przeglądając Internet często możemy natknąć się na wiele informacji na temat odżywiania, zdrowego stylu życia, doboru produktów. Część informacji jakie odczytujemy znajduje potwierdzenie w nauce i doświadczeniu, jednak nagminnie pojawiają się też stwierdzenia i „fakty” wyssane z palca. Dana informacja zaczyna krążyć po sieci, trafiać do coraz większej liczby odbiorców i zbierać coraz większe grono wyznawców. Odpowiedzcie sobie sami na pytanie ile razy słyszeliście tekst w stylu „moja koleżanka schudła, bo odstawiła gluten”.Przyjrzyjmy się zatem kilku mitom żywieniowym:Tyjemy od glutenuOstatnio bardzo popularne stały się diety eliminacyjne, szczególnie dieta bezglutenowa. Część osób, stosujących je podąża za modą, druga część błądzi w poszukiwaniu recepty na nienaganną sylwetkę i doskonałe samopoczucie.„Schudłam, bo odstawiłam gluten” – słyszeliście to kiedyś? Najprawdopodobniej było to wynikiem spożywania mniejszej ilości kalorii, wprowadzeniem (często nieświadomym) deficytu energetycznego poprzez wyeliminowanie produktów zbożowych i niewprowadzenie zamienników bezglutenowych na ich miejsce. Przyjmujemy mniej energii niż potrzebujemy i w efekcie wysokoprzetworzone produkty w diecie bezglutenowej często są bardziej kaloryczne niż wyroby glutenowe. Włączając je do diety i nie zmieniając pozostałych nawyków żywieniowych, pochłoniemy więcej bezglutenowa, jak i inne diety eliminacyjne nie powinna być sposobem na redukcję masy ciała czy poprawę samopoczucia. Stosowanie jej, powinno być uargumentowane wskazaniami medycznymi. Jej nieumiejętne i nieuzasadnione stosowanie może przynieść więcej szkód niż mięśniowa ma mniejszą objętość niż tłuszczowa Waga, a na jej szalach porównanie kilograma mięśni z kilogramem tłuszczu – na pewno kojarzycie tę grafikę. Na tego typu zdjęciach autorzy pokazują, że ta sama masa tkanki mięśniowej jest około 3 razy mniejsza objętościowo od tłuszczowej. Duża część zobaczyła i uwierzyła, że jest to prawdą. Mózg lubi zapamiętywać obrazy. Jednak jaka jest prawda?To fakt, kilogram mięśni ma mniejszą objętość od kilograma tłuszczu. Jednak musicie wiedzieć, że różnica ta nie jest tak spektakularna, jak pokazują media:1 kilogram tkanki tłuszczowej to objętość 1,1 litra,1 kilogram tkanki mięśniowej – około 0,96 to około 15% różnicy, nie 200-300% jak w rozpowszechnionym produkt = niskokaloryczny produktCzęsto błędnie utożsamiamy zdrowe produkty z produktami niskokalorycznymi. Wydaje się, że zamieniając przetworzone przekąski (paluszki, chipsy, ciastka) na te zdrowe, możemy jeść je do woli, jednak to podejście może być bardzo złudne:Jednymi z najbardziej kalorycznych przekąsek są orzechy. Garść orzechów włoskich to aż 200 kcal – dla porównania garść chipsów to koszt energii około 100 kcal,Masło orzechowe – aż 140 kcal w jednej łyżce (20 g), popularna Nutella zawiera ich mniej, bo „tylko” 108 kcal (w tej samej ilości).Bakalie: garść rodzynek (30 g) = 86 kcal, dla porównania ta sama ilość winogron, z których powstają rodzynki to tylko 21 produkty są bardzo cenne i powinny być obecne w naszej diecie, jednak jak zawsze należy postawić na umiar, bo niestety zdrowy produkt nie równa się produkt schudnąć, więc nie jem tłuszczuWiele osób, szczególnie kobiety, chcąc zgubić zbędne kilogramy całkowicie eliminuje tłuszcz z diety, wystrzegając się go jak ognia. Owszem – dobrym rozwiązaniem jest rezygnacja z fast foodów, tłustych mięs (np. wieprzowiny), ograniczenie masła, śmietany czy też istnieją też zdrowe tłuszcze, bogate w kwasy omega-3 i omega-6, które nie tylko wspomagają pracę serca, obniżają ciśnienie krwi, poziom cholesterolu ale też mają działanie hamujące apetyt. Źródłami nienasyconych kwasów tłuszczowych są roślinne (np. oliwa z oliwek, olej rzepakowy, olej sojowy)AwokadoOrzechy, Nasiona i pestki, siemię lniane,Tłuste ryby morskie: łosoś, makrela, tuńczyk, z powyższych produktów nie jest dobrym rozwiązaniem, zarówno dla osób będących na diecie redukcyjnej, jak i tych, utrzymujących zerowy bilans energetyczny.„Robię formę”, więc potrzebuje odżywki białkowejCzęsto zaczynając przygodę ze sportem i siłownią, można popaść w szał suplementów i odżywek proteinowych. Zdajmy sobie sprawę z tego, że odżywki białkowe są jedynie produktem, który służy uzupełnieniu ewentualnych niedoborów białka. Nie powinny stanowić podstawy naszej musisz pić szejków białkowych, żeby mieć pożądaną sylwetkę. Owszem możesz – jako dodatek, jednak podstawą (jeśli nie ma przeciwwskazań) powinny być produkty białkowe takie jak: chudy drób (kurczak, indyk), ryby, mleko i przetwory mleczne (jogurty, twaróg, serki wiejskie), jaja czy też rośliny strączkowe (soja, ciecierzyca, groch).Nie można łączyć ogórka z pomidoremChoć ten mit już dawno został obalony, to czy była w nim odrobina prawdy i skąd się w ogóle wziął? Bez obaw, nic złego nie dzieje się w naszym organizmie kiedy łączymy te dwa produkty: żadne „szkodliwe związki” czy „trujące substancje” tutaj nie całej sprawie chodzi jedynie o witaminy i ich dezaktywacje, mianowicie: w ogórkach obecny jest enzym – askorbinaza, który odpowiada za rozkład witaminy C, obecnej w pomidorach. Spożywając ogórka z pomidorem, spowodujemy że mniej witaminy C zostanie przyswojone. Jednak nie ma to negatywnych skutków dla organizmu. Idąc tym tropem nie powinniśmy łączyć ogórka z innymi warzywami/owocami bogatymi w tę witaminę (papryka, truskawki, jarmuż).Więcej korzyści przyniesie nam podaż wszystkich wyżej wymienionych warzyw, niż rezygnacja z któregoś z nich ze względu na mało znaczące straty witaminy. Klasyczna sałatka z ogórkiem i pomidorem to nie żadna trucizna, nie wypłukuje mikroskładników z organizmu, ani nie szkodzi w żaden sposób. Nie wolno jeść po 18Ten mit jest jednym z bardziej absurdalnych jakie kiedykolwiek usłyszałam. Jeśli nie możemy jeść po 18 to co z osobami, które pracują na nocne zmiany? Wyobrażacie sobie pracować 8 godzin bez żadnego pożywienia? Ciężkie zadanie…Ostatni posiłek (czy to w nocy, czy to w dzień) powinniśmy spożyć około 2-3 godziny przed snem, czyli: jeśli kładziesz się spać o 23, kolację zjedz do godziny 21, jeśli twój sen zaczyna się o 6 rano, ostatni posiłek zjedz do 4 itd. Sen jest od tego, aby nasz organizm mógł się w pełni zregenerować, dlatego procesy trawienne nie powinny zakłócać jego nocnego Karolina Woś

Ta książka uratowała mnie! W momencie, gdy zupełnie odstawiłam cukier i nie wiedziałam co właściwie mogę jeść, bo przecież cukier obecnie zawarty jest wszędzie, autorki przyszły mi z pomocą. Książka ma 384 strony i dokładnie 300 z nich to same przepisy.

„NIE JEM CHLEBA I NIE CHUDNĘ”. Dlaczego ????? JAK TO W OGÓLE MOŻLIWE? 😲 No cóż, dziś chciałabym przedstawić Wam kilka ważnych faktów na temat pieczywa i odchudzania. Po pierwsze i najważniejsze: pieczywo nie sprawia, że tyjecie. Po drugie: niejedzenie pieczywa nie sprawi, że schudniecie. To proste. Sposób żywienia nie jest zero-jedynkowy. Niestety, bo to byłoby na pewno łatwiejsze. Wyłączyć pieczywo z diety i cyk, 10kg w dół. Ale, kochani moi – nasze żywienie to pewna układanka. Liczy się bilans energetyczny. Liczy się liczba białek, tłuszczów, węglowodanów. Liczy się jakość tych makroskładników, liczy się ilość błonnika. To, że wyłączycie z diety pieczywo i zamiast na śniadanie kanapek z wędliną i warzywami spożyjecie omlet, zupę mleczną albo mięso z warzywami nie zawsze oznacza, że to będzie zdrowsze albo mniej kaloryczne. Wszystko zależy ile tego zjecie. No i wracając do tego „nieszczęsnego” pieczywa.. Cały ten szał na odchudzanie bez pieczywa wziął się chyba z tego, że jest w nim ziarenko prawdy. Ziarenkiem tym jest pieczywo pszenne o małej zawartości błonnika, niskiej zawartości mikroskładników, a wysokiej zawartości łatwoprzyswajalnych węglowodanów, o wysokim indeksie glikemicznym. Cały myk polega na tym, aby nie jeść białego, pszennego pieczywa, które nie ma zbyt dużej wartości odżywczej, szybko się wchłania, powoduje szybki wzrost glukozy we krwi i szybki jego spadek i ups, znowu jesteśmy głodni. I za chwilę po śniadaniu sięgamy po kolejną przekąskę (no bo przecież się nie najadłem/am!) no i wartość energetyczna diety rośnie i rośnie.. Jakie pieczywo wybierać? Najlepiej z mąki żytniej razowej. Nie dajcie się oszukać na pieczywo, które jest lekkie, gładziutkie i bardzo często ma w składzie karmel, który barwi pszenne pieczywo, żeby nabrać konsumenta i udawać pieczywo kolokwialnie mówiąc „ciemne”. Czytajcie składy pieczywa!! Jeśli kupujecie pieczywo mieszane – to patrzcie na %, bo co to za frajda wydać 6zł za bochenek chleba, w którym 10% mąki to żytnia, a reszta pszenna. Patrzcie na to, czy jest razowa. Wybierajcie pieczywo z ziarnami. Dobrze wybrane pieczywo wręcz może Wam pomóc schudnąć 🙂 Jeśli będzie miało odpowiedni skład, będzie bogate w błonnik, będzie Was odpowiednio sycić i zniechęcać do podjadania, bo po prostu nie będziecie głodni pół godziny po śniadaniu. No, ale tylko wtedy, kiedy będzie odpowiednia ilość tego pieczywa, bo jeśli zjecie zbyt dużą ilość kanapek, to nie ma znaczenia, czy to będzie chleb żytni razowy czy nie – bilans energetyczny będzie dodani, jeśli nie dołożycie aktywności fizycznej, no to cóż… odłoży Wam się „tu i ówdzie”, niezależnie od tego jak dobry chleb by to nie był 😉 Ludzie, którzy odstawiają pieczywo (każdego rodzaju) nie chudną dlatego, że wcale nie zmniejszają ilości dostarczanych kalorii 🤔 Wymyślają smażone omlety, jajecznicę, albo jedzą mleko z gotowym musli, które jest kolejnym przekleństwem naszych czasów i powinno być wycofane z obrotu 😡 Po co komu płatki owsiane z 2% orzechów i toną cukru, i syropu glukozowo-fruktozowego? Naprawdę łatwiej kupić płatki owsiane górskie, dołożyć nieprażonych, niesolonych orzechów i zjeść z owocami. Wracając do tematu pieczywa. Bardzo często, wręcz nagminnie próby samodzielnego odchudzania skutkują zamianą „dobrego” pieczywa na produkty „pieczywopodobne” tj. pieczywo chrupkie, wafle ryżowe, kukurydziane itd. Co o tym sądzę? Nie jest to dobry wybór. A tym bardziej nie jest to dobry wybór dla osób z cukrzycą(!), które omamione napisami na opakowaniach, chcąc zadbać o poziom cukru we krwi rezygnują z pieczywa tradycyjnego na rzecz pieczywa chrupkiego. Co jest złego w tych produktach? Łatwoprzyswajalne węglowodany, wysoki indeks glikemiczny -> szybki wzrost i spadek glukozy we krwi, co powoduje też szybsze sięganie po kolejne posiłki. Niska zawartość witamin z gr. B i minerałów, których tradycyjne, dobrej jakości pieczywo jest ich niebywałym źródłem! W większości produktów niska zawartość błonnika. W wielu z nich znajdziemy dodatek oleju palmowego. Ok – w 1 „kromce” niska kaloryczność, ale już na 100g, często wyższa niż przeciętnego pieczywa, więc tak naprawdę to nie jest równoważne. Najczęściej to nie jest zamiana 2 kromki za 2 kromki – tylko 2 kromki pieczywa na 4 kromki pieczywa chrupkiego. I psikus, kaloryczność rośnie, a potem rośnie jeszcze bardziej gdy napada Was wilczy głód! Podobne zdanie mam na temat skarg pt. „Od kilku miesięcy nie jem ziemniaków i nie schudłam ani grama”, ale o tym może innym razem 😉 Pamiętajcie, nie dajcie się wmanewrować w diety, które bezsensownie eliminują produkty spożywcze. Co jest najważniejsze? UMIAR i PROPORCJE.
Efekty po 3 miesiącach ćwiczeń z Ewą Chodakowską zdj przed i po. Witam cieplutko, Głównie dzięki odezwie na fb zdecydowałam się pokazać moje efekty ćwiczeń z Ewą na zdjęciach przed i po. Pierwszy raz spotkałam się z ćwiczeniami z Ewą 9 lipca 2013 i był to "Skalpel". Przez te 3 miesiące starałam się ćwiczyć 5 razy w
W sumie to schudłam więcej, ale z moich wyliczeń wynika, że średnio wychodzi 5 kg miesięcznie. W Święta troszkę sobie pozwoliłam i bardzo dotkliwie to odczułam, paradoksalnie nie na wadze, ale o tym za chwilę. Po kolei :) Obiecałam już milion razy, że rozpiszę punkt po punkcie, wszystkie zmiany, które wprowadziłam, żeby schudnąć. Nie będzie źle bo wprowadziłam właściwie tylko 3. Wystarczył tydzień… 7 dni, żebym poczuła ogromną poprawę samopoczucia, spadek wagi i … kolejny paradoks – przypływ energii :) Myślę, że tym wpisem obalę kilka stereotypów. A już na 100% zachęcę Cię do podjęcia wyzwania (które właściwie to wcale nie jest jakimś wielkim wyzwaniem… to tylko kwestia zmiany przyzwyczajeń). Już nie przeciągam. Już zaczynam, już, już :) 1. Zmiana diety – niestety. Im szybciej wbijesz sobie do głowy, że nie ma żadnej drogi na skróty tym lepiej dla Ciebie. Kolejną rzeczą, którą musisz sobie tym razem wybić z głowy jest to, że na diecie będziesz chodziła głodna :) Ja nie jestem w stanie przejeść tego, co Kamil mi w moim planie rozpisał. Przy niewielkim wysiłku na siłowni, który jest dla mnie raczej przyjemnością i oderwaniem się od rutyny dnia, ale o tym za chwilę, pochłaniam dziennie 1534 kalorie w 5 posiłkach dziennie. I wychodzi na to, że 5 posiłków jest ważniejsze od tego co zjesz! Serio! A kolejna sprawa… prawdopodobnie pochłaniasz złe białko i węglowodany w złych proporcjach. Większość z nas tak ma… jemy więcej chleba, ziemniaków, makaronu i … słodyczy niż białka czy to w postaci mięsa czy nabiału. Kamil rozpisał mi fantastyczną dietę. Już Ci o niej pisałam kiedyś. Mam w niej podane ilości białka, węglowodanów i tłuszczu, które mam spożyć w danym posiłku. Wszystkiego pilnuje aplikacja, którą mam wgraną na iPhone (moja to Fitatu). Zmiana diety to podstawa. 80% sukcesu. Rozumiesz to? Twój pot na siłowni to tylko 20% tego co musisz zrobić. Najważniejsze to nauczyć się jeść… od nowa. Mi, w porzuceniu złych nawyków pomogło też smażenie na powietrzu w Philips Airfryer. O tym też już Ci pisałam kilkakrotnie, ale podobnie jak z samą zmianą diety muszę wspomnieć Ci o tym urządzeniu kolejny raz bo jest genialne! Airfryer w połączeniu z aplikacją Fitatu to mistrzostwo. Zanim coś zjesz, wrzucasz sobie to do aplikacji a ta wylicza Ci kaloryczność danej potrawy. Wiesz ile możesz dodać tłuszczu żeby zachować smak i nie przekroczyć ilości na dany posiłek. Philips Airfryer umożliwia Ci totalne zrezygnowanie z tłuszczu ale jak się okazuje, troszkę tego tłuszczyku jest wskazane. I to jest właśnie idealne. Możesz też użyć go do dressingu do sałaty a kotleta z piersi usmażyć sobie zupełnie bez (moim zdaniem lepsze rozwiązanie), ale zawsze masz tą możliwość. Podczas diety tradycyjne smażenie w tłuszczu odpada zupełnie. Nie ma takiej opcji. Ale jeśli nie chcemy rezygnować ze smaku smażonego jedzenia to to urządzenie jest doskonałą alternatywą. Dzięki temu, że smaży powietrzem, nie musimy używać tłuszczu, otrzymujemy smak tradycyjnie smażonej potrawy. Jedzenie jest chrupiące na zewnątrz, a miękkie w środku. Inaczej pozostaje Ci tylko gotowanie w wodzie, na parze… może pieczenie w piekarniku? Ale ja, wyliczając sobie odpowiednio kalorie w Fitatu potrafię sobie przygotować mielonego w panierce i zmieścić się w ryzach posiłku. A frytki z tym urządzeniem nagle przestają być wrogiem diety :) Bo w tych frytkach najgorszy był tłuszcz! Frytki smażone tradycyjnie mają 311 kcal na 100g. Wiesz ile ma ich ziemniak, który pokutuje za te nieszczęsne frytki? 76 kcal/100g! Z Airfryerem możesz więc sobie w trakcie diety pozwolić nawet na fryty (mają do 80% mniej tłuszczu niż usmażone w tradycyjnej frytkownicy, albo i wcale go nie mają bo robienia totalnie bez tłuszczu też próbowałam i śmiało nadają się na zamiennik frytek z fastfoodu), tylko pamiętaj o tym białku! To niesamowicie ważne, bo to właśnie białko buduje Twoje mięśnie! No właśnie… mięśnie… 2. Mięśnie, sport – tutaj najlepiej by było gdybym poprosiła mojego trenera o wypowiedź, ale najwyżej go poproszę żeby nam troszkę więcej opowiedział o tym jeśli będziesz zainteresowana. Skoro dieta to 80% sukcesu to po co nam sport? Ano po to, żeby przyspieszyć metabolizm np. mój, z racji nieregularnych posiłków, osiągnął stan depresji. Tyłam nie jedząc. Nieźle nie? Moje mięśnie zanikały a chęć podniesienia się rano z łóżka nie istniała. Maciek ściągał mnie za nogę i podawał mi dożylnie kawę. Dopiero wtedy zaczynałam funkcjonować, ale do tego też za chwilę wrócimy. Jeszcze o tych mięśniach. Ja ćwiczę na siłowni. 10 minut rozgrzewki na bieżni żeby rozruszać stare kości i godzinka na siłowni. Nie pocę się jakoś specjalnie. Jest bardzo przyjemnie. W zależności od dnia robimy sobie różne partie w 3-4 seriach po 20 powtórzeń. Zaczynaliśmy od 12 powtórzeń. To tak informacyjnie dla Ciebie. Ćwiczymy wszystkie mięśnie. Nie ma czegoś takiego jak chudnięcie w określonych miejscach. Chudniemy na całym ciele a nad mięśniami trzeba popracować wszystkimi. Im więcej tkanki mięśniowej tym więcej energii potrzebują a skąd ją biorą? Z tłuszczu ofc. :) Dlatego rozwijanie mięśni serio się przydaje! Organizm potrzebuje więcej paliwa bo ma większe „silniki” :) A my dzięki temu chudniemy w oczach. Po treningu siłowym chodzę sobie na bieżni. Od pół godziny do godziny. Po godzinie właściwie mogłabym już iść tak do rana, ale zamykają mi siłownię bo ćwiczę wieczorami :) A dlaczego ja idę a nie chodzę na bieżni? Bo utrzymuję tętno 137. To jest akurat tętno dobre dla mnie, do spalania tłuszczu. Gdybym miała wyższe (czyli biegłabym) trening na bieżni z redukcji zmieniłby się na… chyba wytrzymałościówkę (ale ja się aż tak nie znam w tej terminologii, mogę się mylić). Ważne, że trzeba pamiętać o tym tętnie i lepiej iść wolniej a dłużej. Nasze boczki i pupka nam za to podziękują. 3. Sen – zaskoczona? Ja byłam bardzo. I to chyba wymagało ode mnie największego poświęcenia. 8 godzin snu dziennie i koniec kropka! Przyznaję się, jem nieregularnie, ale mój sen to już nawet nieregularnym nie można nazwać… on raz jest, raz go nie ma. A właściwie to był. Bo wraz z pierwszym postawieniem nogi na siłowni nagle poczułam, że po powrocie najważniejsze jest cieplutkie łóżeczko a nie podbijanie internetu :) Dzięki temu, przestałam mieć problemy z porannym wstawaniem albo z opadaniem z sił w środku dnia. Zniknęły też moje bóle głowy, które prawdopodobnie były efektem leżenia w łóżku z komputerem w niewygodnej pozycji. Dobry sen jest niezbędny do utrzymania metabolizmu na normalnym poziomie. Różnica godziny snu jest odczuwalna podczas treningu a o tym jak szaleje organizm, kiedy nie wie, za jaki czas będzie mógł się zregenerować już nawet nie wspominam. Z ŻYCIA WZIĘTE Na koniec miał być jeszcze przykład, który powinien utwierdzić Cię w przekonaniu, że to co Ci napisałam rzeczywiście działa. Za mną kiepski miesiąc. Naprawdę kiepski. Zaczęło się niewinnie od gorszego stanu podczas „tych dni”. Gorszy stan w połączeniu z przesileniem wiosennym i pierwszą wizytą Matiego w przedszkolu (czytaj pierwszą chorobą po pierwszych 3 dniach przedszkola) przyczynił się do mojej OKROPNEJ CHOROBY, przez którą leżałam nieżywa w łóżku przez kilka dni. Moja dieta, treningi i regularny sen spakowały manatki i tyle widziałam towarzystwo. Zostałam sama… ja i moje zarazki, po których przyszły Święta i dietetyczna katastrofa – wyjazd do teściów. Tam nie ma Airfryera… z resztą teść na Airfryera nawet by nie spojrzał bo dla niego, dobre jedzenie oznacza tłuste jedzenie i nie ma innej możliwości. Zgadzam się. Tłuszcz jest nośnikiem smaku i nikt mu tego nie odbierze, ale jeśli do tego dorzucimy białe pieczywo i sałatkę warzywną to już amen w pacierzu. Aaaa no i jeszcze przecież ciasto… ciasto, na które w domu też sobie pozwalałam, robiąc wersję FIT w Airfryerze. Niestety babciny alfabet wydaje mi się, w pewnym momencie wyklucza istnienie liter F, I, T :) Ma być smacznie a nie jakoś… oszukańczo :) Moralniak kosmiczny… załamka totalna. Ale po poświętnym ważeniu okazało się, że… Nie przytyłam. Waga stanęła mi w miejscu. Prawdopodobnie spadło mi trochę masy mięśniowej, ale z drugiej strony, nie miałam tej masy zbyt wiele jeszcze więc i spadać nie miało co. W miejsce masy pewnie wskoczyło trochę tłuszczyku, ale ogólnie obstawiam, że mój metabolizm walczył. Widziałam z resztą różnicę we wchodzeniu po schodach na 3 piętro, które pomimo wycieńczenia chorobą pokonywałam jak młoda sarenka (w drodze NA ŚWIĘTA) :) Najgorsze było moje samopoczucie. Mój brzuch wyszedł bardziej niż Mikołajowi po mleku i ciasteczkach 6 grudnia. Po schodach (PO ŚWIĘTACH) schodziłam jak balon, a dopiero co luźne spodnie nagle zaczęły mnie ściskać w pasie. Bez przytycia! Rozumiesz co się ze mną stało? Tłuszcz w nadmiernych ilościach połączony z białą mąką zrobił swoje… Nigdy więcej nie chcę się tak czuć. NIGDY. POWRÓT Święta, święta i po świętach. Choroba i po chorobie. Od 2 tygodni znów jestem na właściwej ścieżce. Wrócić okazuje się, że było baaaardzo prosto. Wystarczyło podnieść zadek z kanapy i ruszyć na siłownię a wszystkie zapasy (słoiki) zwiezione od teściów do domu, oddać mężowi i dziecku :) Chociaż mąż też biedny cierpi i sam chce już wracać do towarzyszenia mi w moim FIT LIFE. Podłapał to skubaniec! Wie, że nie wolno ciasteczek i cukiereczków, sam mówi, że po tłustym czuje się ospały i ociężały, świadomie podjada mi moje cuda z AirFryera i szykuje się sam do Kamila. Podobno do lata ma być z niego ciasteczko… (dla mnie to on jest ciasteczko, aaaale kaloryferem na brzuszku nie pogardzę) ;) Mam dla Ciebie jeszcze prezent. Odchudzające źródło dobrego białka, błonnika i… spalacza tłuszczu w postaci ostrych papryczek chilli. Co to takiego? #omnomnom #palcelizać Tajskie kotleciki rybne z sosem salsa z mango Składniki: 1 dojrzałe mango 1½ łyżeczki czerwonej pasty chili 3 łyżki świeżej kolendry lub natki pietruszki sok i skórka z 1 limonki 500 g filetów z białej ryby 1 jajko 1 drobno posiekana cebula dymka 50 g wiórków kokosowych Utrzyj rybę na purée, a następnie wymieszaj z 1 jajkiem, 1 łyżeczką soli oraz pozostałą częścią skórki z limonki, czerwonej pasty chili (ja używam pasty Harisa – ostra jak żyletki) :) i soku z limonki. Wymieszaj z kolendrą, cebulą dymką i dwiema łyżkami wiórków kokosowych. Umieść pozostałe wiórki kokosowe na głębokim talerzu. Z masy rybnej uformuj okrągłe kotleciki i obtocz wiórkami kokosowymi. Spłacz je i umieść w koszu Airfryera nagrzanego do 180°C. Smaż kotleciki przez 7 minut aż uzyskają złocisty kolor. Oczywiście możesz to zrobić na patelni, na pewno będą smaczne, ale za kaloryczność nie biorę odpowiedzialności ;) Podawaj ciasteczka rybne z sosem salsa z mango. Sos zrobisz krojąc mango w kostkę, zalewając je sokiem z połowy limonki i mieszając z łyżeczką Harisy albo pasty z papryczek chilli. Dorzuć też świeżą kolendrę dla aromatu <3 Smacznego! :* Przepis na Tajskie kotleciki pochodzi z książki kucharskiej dołączonej do urządzenia Philips Airfryer. Więcej szczegółów o urządzeniu znajdziesz tutaj a kupisz je w Media Expert.
Wiem, że jest wiele osób które lubią takie posty - swoją drogą i Ja lubię ten temat, bo na bieżąco w nim siedzę :) W czerwcu minie już 5 lat odkąd schudłam ( zleciało nawet nie wiem kiedy), i przez ten czas utrzymuje swoją wagę.
Od miesiąca i czterech dni jestem na diecie ketogenicznej. Zdecydowałam się wybrać jeden z bardziej restrykcyjnych modeli odżywiania, ponieważ nie wymaga on ograniczania kalorii, nie wiąże się z byciem głodnym i pozwala szybko schudnąć bez przykrych konsekwencji. Czy ketoza to dieta, na której zamierzam zostać? Jak przebiegła moja adaptacja? W poniższym wpisie poruszam temat tego, co jadłam, jak się czułam i nie tylko. Zapraszam! Co to jest ketoza i czy to bezpieczne? Skoro trafiłeś/aś na ten wpis, prawdopodobnie już wiesz, co to takiego ta tajemnicza ketoza oraz z czym wiąże się dieta, która do niej prowadzi. Jeśli nie, odsyłam Cię do fachowej literatury, w której znajdziesz wypowiedzi naukowców i specjalistów w tej dziedzinie. W dużym skrócie: dieta ketogeniczna polega na restrykcyjnym ograniczeniu spożywanych węglowodanów, na rzecz tłuszczy i białek. Dzięki temu, organizm wchodzi w stan ketozy – wątroba zaczyna produkować ciała ketonowe, które zastępują glukozę. W wyniku tego energia pozyskiwana jest z tłuszczu, co powoduje spalanie tkanki tłuszczowej. Zalecane makro w okresie adaptacji (zmuszenia organizmu do produkcji ketonów i nauczenia go, jak z nich korzystać) wynosi: 80% tłuszcze 15% białka 5% węglowodany (max 30 g dziennie) Tyle tytułem wstępu. Dalszą część zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, czy zamierzam pozostać na diecie ketogenicznej: raczej nie. Ma to być rodzaj eksperymentu – zamierzam obserwować swój organizm przez 2-3 miesiące i dopiero wtedy zdecydować, co dalej. Póki co, jest bardzo dobrze. Odkąd węglowodany jakie spożywam pochodzą głównie z warzyw: czuję się doskonale, schudłam 6 kg i ciągle chudnę, mam mnóstwo energii, przez co zaczęłam ćwiczyć, skończyły się moje problemy żołądkowe, nie miewam wzdęć ani bólów brzucha, zniknęły problemy skórne, nie mam też napadów głodu, przestałam podjadać, trzy posiłki dziennie w zupełności mi wystarczają. Przygotowanie do ketozy i lista zakupów Decyzja podjęta, przechodzisz na dietę ketogeniczną. Co dalej? Od czego zacząć? Na podstawie moich własnych doświadczeń, na początek proponuję pozbyć się z domu wszystkich produktów 'zakazanych’, których spożycie opóźni proces adaptacji do ketozy. Jeśli jest taka możliwość, namów do przejścia na nowy styl żywienia bliskich. Ja przekonałam do tego męża, który chudnąć wcale nie musiał, ale z chęcią postanowił mi towarzyszyć. Opróżniliśmy więc lodówkę niemal do zera i zrobiliśmy pierwszą listę zakupów spożywczych. Ponieważ podczas adaptacji podaż tłuszczu musi być wzmożona, należy zaopatrzyć się w jego dobre źródła. Awokado, orzechy, olej kokosowy nierafinowany, oliwa z oliwek – to tylko przykłady. Tłuszczu nie powinno się bać. Bo to nie on, wbrew powszechnemu przekonaniu, szkodzi nam najbardziej. Lista zakupów do zrobienia w supermarkecie: TŁUSZCZE – masło klarowane – smalec MIĘSO – karkówka – wątróbka drobiowa – piersi kurczaka – pałki/ udka kurczaka – boczek w plastrach – kabanosy (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – parówki (min. 90% mięsa) – białe kiełbaski (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – frankfurterki (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – golonka – kurze łapki na zupę – porcja rosołowa RYBY, OWOCE MORZA – krewetki – łosoś – śledź – makrela wędzona – tuńczyk w puszce (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – sardynki w puszce (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) WARZYWA – brokuł – kalafior – cukinia – ogórek zielony – szpinak – jarmuż – papryka – rzodkiewka – brukselki – sałata (rzymska, roszponka – dowolna) – kiełki fasoli Mung – cebula czerwona – czosnek – oliwki (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – kiszonki (ogórki, kapusta) OWOCE – awokado (duży zapas) – cytryna SERY – żółty gouda (0 węglowodanów) – feta (0 węglowodanów) – ser pleśniowy (<0,5 g węglowodanów/ 100 g) – serki wiejskie (<2 g węglowodanów/ 100 g) DODATKI – jaja – dużo jaj! – pistacje (na adaptacji max garść dziennie) – majonez Kielecki (2,3 g węglowodanów/ 100 ml) – musztarda Dijon (0 węglowodanów) – masło orzechowe – śmietanka 30 lub 36% – napój migdałowy/ ryżowy bez cukru (0 węglowodanów) – herbata zielona Lista zakupów do zrobienia online lub w sklepie ze zdrową żywnością: – olej kokosowy nierafinowany (do smażenia) nieobowiązkowo: – mąka kokosowa – mąka migdałowa – łuska babki jajowatej – pasta sezamowa Tahini – erytrytol – sól himalajska lub kłodawska Suplementy należy dobrać indywidualnie, po wcześniejszym wykonaniu badań (warto przebadać się przed przejściem na dietę i po kilku miesiącach, aby porównać wyniki). Suplementy, które ja stosuję to: – magnez – witamina D3+K2 – elektrolity (sód, potas) Przy okazji wizyty w aptece można kupić paski do pomiaru ciał ketonowych w moczu (koszt ok. 18 zł). Adaptacja do ketozy, czyli podbijamy tłuszcz W czasie adaptacji bardzo ważne jest zachowanie odpowiednich proporcji w jedzeniu. Trzeba pilnować tego, co się je i pije przez cały dzień. Najłatwiej zrobić to, korzystając z aplikacji na telefon – wpisujemy składniki i ilości, a program pokazuje nam, jakie było makro danego posiłku. W ten sposób kontrolujemy proporcje, pilnując, by układały się one tak – 80:15:5, gdzie 80 to tłuszcze, 15 białka, a 5 węglowodany. W ketozie należy całkowicie wyeliminować cukier. Dopuszcza się zastąpienie go erytrytolem, stewią lub innymi zamiennikami. Ważne, żeby zrozumieć, że odstępstwa od normy (np. dodanie miodu do herbaty lub zjedzenie batonika z mleczną czekoladą), zaburzają proces adaptacji i sprawiają, że musimy wszystko przechodzić na nowo. Adaptacja stanowi rewolucyjny okres w organizmie, dlatego też każdy mierzy się z nim na swój sposób. Jeśli zadbamy o odpowiednią suplementację, a zwłaszcza uzupełnianie niedoborów potasu (słony, tłuściutki rosół – szklanka – codziennie!), unikniemy nieprzyjemnych spadków energii i złego samopoczucia. U mnie adaptacja do ketozy przebiegła niemalże bezboleśnie. Na początku czułam głód i ciągnęło mnie do słodkiego. Na szczęście nic takiego nie miałam pod ręką. Przy dobrej motywacji, odmawianie sobie 'przyjemności’, których domaga się nasz mózg – „węglowodany!”, nie jest niczym trudnym. Ketony w moczu – zaczęło się! Już po tygodniu w nowym modelu żywienia, w moim moczu pojawiły się ciała ketonowe. Sprawdziłam to, korzystając z pasków do ich pomiaru (ok. 18 zł w aptece). Pomiar jest bezbolesny i pozwala stwierdzić, czy organizm wytwarza ketony. Kiedy ich poziom jest wysoki, a jednocześnie poziom glukozy niski, proces przebiega prawidłowo. Z czasem ciało zaczyna wykorzystywać ketony i przestajemy wydalać je w moczu. Wówczas pomiaru dokonuje się z krwi. Oczywiście badanie poziomu ketonów nie jest obowiązkowe – wykonuje się je orientacyjnie, w celu stwierdzenia, czy ich stężenie jest wysokie np. po zjedzeniu określonego produktu. Ja sprawdzam tylko mocz (zakup glukometru i specjalnych pasków do pomiarów z krwi to spory wydatek i konieczność nakłuwania palca, grrr). Co ważne, przez miesiąc adaptacji nie doświadczyłam problemów ze snem i koncentracją, złego samopoczucia ani spadków energii. Mogę śmiało powiedzieć, że przeszłam ten czas bez komplikacji, powoli przyzwyczajając organizm do nowego stanu rzeczy. Dziś mija mój 34 dzień na diecie ketogenicznej. Czuję się świetnie! Co jadłam na adaptacji? Czego nie jem w ketozie? Najtrudniejszy jest początek. Po latach codziennego jedzenia kanapek, ciężko wyobrazić sobie śniadanie bez chleba. A jednak, da się! Produkty, które wyeliminowałam całkowicie: pieczywo, makarony, ryż, kasze, ziemniaki i inne warzywa rosnące pod ziemią (oprócz cebuli i czosnku), cukier i wszystko, co go zawiera, mleko, napoje gazowane (oprócz Coli Zero), alkohol, gotowe mieszanki przypraw. Dieta ketogeniczna to dieta niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa. Lecz nie jem codziennie boczku w ogromnych ilościach i nie piję kawy kuloodpornej. Można podbijać tłuszcz w racjonalny sposób, jeść tłusto, a jednocześnie zdrowo. Unikajmy tzw. dirty keto, ten typ ketozy nie działa dobrze na nasz organizm. Na adaptacji nie liczyłam kalorii, po prostu pilnowałam makro. Nie było dnia, w którym przekroczyłabym podaż węglowodanów (górna granica – 30 g). Przykładowe menu na adaptacji, mój jadłospis: śniadanie: 2 jaja kurze na twardo (ok. 1,5 g węglowodanów) 3 plastry boczku surowego – smażone 0,5 awokado (ok. 2 g węglowodanów) 2 kiełbaski (0 węglowodanów) 1 plaster sera żółtego (0 węglowodanów) 1 łyżka musztardy Dijon (0 węglowodanów) kawa z ekspresu z napojem migdałowym lunch: 1 szklanka sałaty puszka tuńczyka 5 zielonych oliwek 4 pomidorki koktajlowe pokruszony ser feta oliwa z oliwek, sok z cytryny szklanka tłustego rosołu (na kurzych łapkach i golonce) obiadokolacja: 2 kotlety mielone (mięso, cebula, ser żółty, sól, pieprz, suszone zioła) smażone na smalcu szpinak z czosnkiem, smażony na maśle klarowanym W ciągu dnia należy dużo pić: wody z solą i cytryną, zielonej herbaty, samej wody. Podczas adaptacji warto wypijać też szklankę rosołu dziennie – tzw. zupa ketogenicznej mocy. 'Zabronione’ są soki owocowe, alkohol, napoje słodzone i gazowane. Można pokusić się na Colę Zero, która zawiera 0 węglowodanów, ale nie jest to wskazane. Co do śniadań, podstawę stanowią jajka w różnej postaci. Jajecznica, jajka sadzone, na miękko, na twardo, w koszulce, w formie omletu lub pasty jajecznej – to się nigdy nie nudzi! Do tego zawijasy z szynki i sera oraz ulubione dodatki, śniadanie gotowe. Pamiętajmy, że jest to najważniejszy posiłek w ciągu dnia i warto zadbać o to, żeby był duży i pożywny. Podbijmy tłuszcze za pomocą awokado, zróbmy keto placuszki, na przegryzkę wybierzmy kabanosa dobrej jakości. Bez chleba naprawdę da się żyć! Słodkie na keto? Dieta wysokotłuszczowa, która smakuje Teraz, kiedy minął już miesiąc w ketozie, zaczynam eksperymentować z ciekawszymi posiłkami. Zamówiłam makarony bez węglowodanów, zamierzam upiec keto bułeczki, zrobiłam już pierwsze ketogeniczne pizzerki. Najwięcej radości i satysfakcji sprawia mi jednak jedzenie… słodkiego. Śmietanka 30% to w kwestii deserów zbawienie ketogeników! Pięknie podbija tłuszcz i wybornie smakuje. Jest bazą nie tylko sosów do mięs, ale też dodatkiem do pysznych deserów, takich jak pancakes, brownie, a nawet kawa. W sklepach ze zdrową żywnością można kupić galaretki bez węglowodanów i czekoladę gorzką z zawartością kakao powyżej 90%. Używając mąki migdałowej da się zrobić prawdziwe cuda: ketogeniczny sernik, naleśniki na słodko, musy czekoladowe, muffinki, gofry. Tu nie ma żadnych ograniczeń poza jednym: węglowodanowym. Osobiście nie zamierzam rezygnować z deserów. W najbliższych planach mam zrobienie ciastek z masła orzechowego i czekoladowego sernika (próba przed świętami). Na pewno wypróbuję też przepis na gofry, które podam z bitą śmietaną i borówkami. Jesteście ciekawi, co na temat ketozy twierdzi dietetyk? Zajrzyjcie na stronę i poczytajcie więcej zaletach wejścia w ten wyjątkowy stan. Dla wielu z Was to może być przełom w podjęciu decyzji, czy rozpocząć własną przygodę z ketozą. Dla mnie najważniejsze jest to, że na keto w końcu jem świadomie. Odstawiłam cukier, liczę makro, jedzenie robię sama, nie korzystam z półproduktów. Do tego stosuję dobre tłuszcze, nie chodzę głodna i… chudnę! Nie podjęłam jeszcze decyzji, czy pozostanę na tej diecie. Jak każdy inny tryb żywienia, ten również ma wady. Główną z nich są duże restrykcje – co jeść podczas wyjścia na miasto? Co jeść, gdy rodzina zaprosi na obiad? Te i inne pytania już pojawiają się w mojej głowie, dlatego zobaczymy, co przyniosą kolejne tygodnie. :)) ____ kilka miesięcy później… Aktualnie (styczeń 2021 r.) nie jestem w ketozie. Moja przygoda z tą dietą trwała niecałe trzy miesiące. Przez cały ten czas oboje z mężem czuliśmy się doskonale – przypływ energii po posiłku, brak uczucia ciężkości, lepszy sen, dobra koncentracja. Waga szybko spadała (u mnie 8 kg, u męża 10 kg). Postanowiliśmy wrócić na ‚węglozę’ z dwóch powodów: dieta ketogeniczna jest bardzo restrykcyjna. Świat z każdej strony kusi dobrociami, na które nie można sobie pozwolić. Nie chodzi tu o słodycze – cukru nie spożywam do dziś – ale choćby o owoce. Druga sprawa to problem z jedzeniem na mieście. Przy naszym trybie życia regularnie jadamy poza domem i jak się okazało, ciężko przez to utrzymać się w keto. Jeśli chodzi o wyniki: badałam krew i mocz przed i po diecie. Wszystkie badania wyszły w normie, nic się nie zmieniło. Na pewno nie zdecydowałabym się żyć w ketozie latami – choć są tacy, którzy to robią i mają się dobrze (np. Keto Kocur, Karma Keton – znajdzicie ich na YT). Do życia w keto potrzeba ogromnej samodyscypliny i pewności, że tego właśnie się chce. Po powrocie do węglowodanów w ciągu 3 dni zarówno mi, jak i mężowi wróciły 4 kg (woda). Dieta ketogeniczna była dla nas ciekawym doświadczeniem, ale raczej jednorazowym. Po eksperymencie w ketozie odkryłam inną dietę i tak się złożyło, że pozostałam na niej do dziś (to już 11 miesięcy). O tym, jak schudłam prawie 20 kg jedząc węglowodany, napisałam tutaj: Dziękuję, że dotrwałaś/eś do końca tego wpisu! Jeśli masz chęć, zostaw ślad w postaci komentarza – Twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
Drożdże zalałam ciepłą wodą i dodałam cukier, zamieszałam i odstawiłam. Mleko zagrzałam a masło rozpuściłam. Część masła – dokładnie 1/4 szklanki odlałam, a resztę zostawiłam do smażenia.** Mąkę przesiałam, wymieszałam z rozmieszanym jajkiem, syropem klonowym, mlekiem, 1/4 szklanki masła i zaczynem drożdżowym.
AUTORWIADOMOŚĆ [konto usunięte] Wysłany: 9 kwietnia 2015, 10:00 Hej dziewczyny EUREKA!! Od samego początku ciąży męczą mnie mdłości. Nie wymiotuje ale jest mi tak nie dobrze na samą myśl o jedzeniu że schudłam od początku ciąży 3kg. Jedyne na co mam ochotę to słodycze Wczoraj byłam u swojej gin, przedstawiłąm jak sie ma sprawa i zaleciła pić mi hebrate ze świeżym imbirem i pic wit c 1000 po poł tabletki 2 razy dziennie, przy wiekszych mdlosciach 3xdziennie. Wczoraj sie zastosowałam i dzis po raz pierwszy od jakis 5 tygodni zjadłam normalnie z apetytem śniadanie Nie wiem jak działa to na wymioty ale może warto spróbować Znajoma Postów: 29 22 Wysłany: 9 kwietnia 2015, 10:28 Piłam herbatę z imbirem (trzy cienkie plasterki na kubek herbaty) wczoraj wieczorem i rzeczywiście pomogło. Jak się doda cytrynę i odrobinę miodu jest po prostu pyszna Polecam! pa2 lubi tę wiadomość [konto usunięte] Wysłany: 9 kwietnia 2015, 11:53 A ja musiałam po imbirowej hebacie przyspieszać na schodach, jak leciałam do wc z wiadomej przyczyny ;pp ale o witaminę C zapytam mojej gin w sobotę. [konto usunięte] Wysłany: 9 kwietnia 2015, 11:55 Mnie też nie bardzo smakuje sam imbir, ale na pewno pomaga. Popołudniu dodam cytrynę i miód jak mówi Agromi może będzie lepsza julita Autorytet Postów: 3182 4326 Wysłany: 9 kwietnia 2015, 13:41 u mnie mdłości były od 7 do 14tc, pomagało trochę rzucie gumy miętowej aż mnie szczęka bolała a tak na poważnie to wszystko mi przeszło jak odstawiłam mleko i inne produkty mleczne. po mleku umierałam.... polkosia Autorytet Postów: 8561 7428 Wysłany: 9 kwietnia 2015, 14:24 Moim zdaniem cytryna wzmaga mdłości, bo to jednak kwas... Ale możecie spróbować. Mi imbir nie pomógł. Klementysia 2015 psn Matylda 2016 cc Jaśmina 2018 psn Aurora 2021 psn olcia88 Autorytet Postów: 671 1000 Wysłany: 9 kwietnia 2015, 18:12 Ja stosuję opaski na ręce sea band, miałam je w domu bo stosowałam jak byłam stewardessa, mam niby rozmiar dla dzieci, więc fajnie mi uciska. Odkąd je odnalazłam i założyłam to jest lepiej. Po przebudzeniu pod ręką muszę mieć od razu jedzenie, inaczej nie ma opcji, żebym wstała. Mąż przynosi mi Danio a dziś kupiłam suszone banany Imbir jest powszechnie znany ze swoich własciwości przeciw mdłościom, jest we wszystkich preparatach lokomitiv i innych na choroby lokomocyjne. Ja na jakąś łódkę ze znajomymi czy na prom zawsze brałam wodę z kilkoma plasterkami imbiru. Teraz dodaję do herbaty a do potraw dodaję imbir w proszku. Bo wpływa jeszcze na odporność, która w ciąży pozostawia wiele do życzenia. Pozdrawiam pa2 lubi tę wiadomość [konto usunięte] Wysłany: 9 kwietnia 2015, 18:27 Myślę że dużo mi jeszcze pomaga wit C 1000 rozpuszczana w wodzie. Aż lepiej mi sie robi po jej wypiciu anulka20 Autorytet Postów: 2193 1122 Wysłany: 10 kwietnia 2015, 21:22 nie chce was straszyć wszystkiego próbowałam i do tej pory zdarzają się wymioty i mdłości całodniowe i to czasem takie , że normalnie nie funkcjonuję :/mi na chwilę pomagały tabletki prevomit lekarz polecił Anulka20 Synek Wiktor [konto usunięte] Wysłany: 12 kwietnia 2015, 08:45 Mi tez imbir nie pomaga. Sproboje jeszcze ta wit C. muamua Ekspertka Postów: 195 123 Wysłany: 12 kwietnia 2015, 22:21 Na mnie herbatka ze świeżym imbirem działała na krótko, ale dzisiaj zaczęłam żuć imbir, z którego ją robiłam i to naprawdę wyeliminowało na dłużej mdłości - 13 dpo - 108 (3 tc 5 dzień), - 15 dpo - 316 (4 tc), - 22 dpo - 3541 (5tc) - - 6t6d [konto usunięte] Wysłany: 13 kwietnia 2015, 07:01 Ja polecam opaski sea band - nosze dokladnie od 7 kwietnia od godziny 16-17 a wymiotowalam tylko 3 razy wylasnie 7 kwietnia ;p rewelacja opaski zdejmuje jedynie do kapieli :p mdlosci sa, czasem nawet takie konkretne, ale na pewno lagodniejsze niz byly Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2015, 07:01 justa1234 Autorytet Postów: 2280 2564 Wysłany: 13 kwietnia 2015, 17:17 Mam mdłości na maksa ale imbiru nie nawidze pod żadna postacią więc muszę się męczyć :'( Rozmarzona Autorytet Postów: 2226 1440 Wysłany: 18 kwietnia 2015, 12:45 Sa tez inne sposoby niz imbir:) Pierwszym sposobem, o ktorym slyszalam to zjedzenie krakersa przed opuszczeniem wyrka,lekarz wspominal tez o platkach migdalowych . Jak one dzialaja to nie wiem, poniewaz mnie na szczescie mdlosci pominely,ale dziele sie informacjami:) justa1234 lubi tę wiadomość Jestes juz z nami moni1403 Ekspertka Postów: 197 136 Wysłany: 18 kwietnia 2015, 21:21 Też słyszałam żeby coś zjeść przed wstaniem z łóżka, ale u mnie to nie działa .... w sumie to na mnie nic nie działa ...... ale i tak jest lepiej teraz niż w poprzedniej ciąży wtedy do 4 msc jadłam suchy chleb i popijałam tymbarkiem ewka993 Debiutantka Postów: 10 60 Wysłany: 20 kwietnia 2015, 21:50 Ja polecam biszkopty przed spaniem zjeść ze dwa trzy i rano zaraz jak się obudzisz , najlepiej miec je w przy łóżku mi pomaga zai2014 Autorytet Postów: 591 510 Wysłany: 21 kwietnia 2015, 21:29 Dziewczyny a mam jeszcze takie dość nietypowe pytanie: czy znacie jakis lek na chorobę lokomocyjną, który mogą zażywać kobiety w ciąży. W jednej aptece pytałam i Pani powiedziała ze wszystkie na bazie imbiru(np. Lokomotiv), mówiła ze nawet lekarze przepisują je kobietom w ciąży które mają mdłości. Natomiast w drugiej aptece pan z opakowania tegoż Lokomotivu przeczytał że nie zaleca się stosowania w ciąży. A moze Wy posiadacie jakąś wiedzę na ten temat? Bliźniaki są z nami :* Martitta. Koleżanka Postów: 39 84 Wysłany: 27 kwietnia 2015, 14:49 Hej dziewczyny. Moje mdłości zaczęły się jakiś tydzień temu. Co drugi dzień kilka godzin w ciągu dnia jest nawet znośnych, ale ranki, po południa i wieczory są nie do zniesienia. W brzuchu czuje jak mi wszystko jeździ, kto siedzi koło mnie może usłyszeć te wszystkie bulgoty. Staram się jeść, ale nie mam w ogóle apetytu przez te nudności. U mnie nie działa nic, ani kwaśne, ani krakersy, biszkopty, popijanie wody... Żadne mięty czy imbiry. Po prostu czuję, że czasem przejdzie a czasem nie i nie zależy to od żadnych przyjmowanych doustnie pokarmów. Rano też nie mogę nic zjeść po wyjściu z łóżka, bo muszę zażywać Euthyrox na czczo i popijać wodą co sprawia, że wzmaga mi się głód, a muszę odczekać zawsze min. 30 min... Mam nadzieję, że to szybko zleci, bo odbiera mi to całą radość z ciąży ;(( Czuję się po prostu koszmarnie. CÓRECZKA >>niedoczynność tarczycy<< Trisska Znajoma Postów: 26 8 Wysłany: 29 kwietnia 2015, 09:49 Martitta. wrote: Hej dziewczyny. Moje mdłości zaczęły się jakiś tydzień temu. Co drugi dzień kilka godzin w ciągu dnia jest nawet znośnych, ale ranki, po południa i wieczory są nie do zniesienia. W brzuchu czuje jak mi wszystko jeździ, kto siedzi koło mnie może usłyszeć te wszystkie bulgoty. Staram się jeść, ale nie mam w ogóle apetytu przez te nudności. U mnie nie działa nic, ani kwaśne, ani krakersy, biszkopty, popijanie wody... Żadne mięty czy imbiry. Po prostu czuję, że czasem przejdzie a czasem nie i nie zależy to od żadnych przyjmowanych doustnie pokarmów. Rano też nie mogę nic zjeść po wyjściu z łóżka, bo muszę zażywać Euthyrox na czczo i popijać wodą co sprawia, że wzmaga mi się głód, a muszę odczekać zawsze min. 30 min... Mam nadzieję, że to szybko zleci, bo odbiera mi to całą radość z ciąży ;(( Czuję się po prostu koszmarnie. Mam identycznie... tez na czczo biorę tą tabletkę i potem trzeba czekać, chociaż i tak jeść się nie chce i nic nie pomaga... Okropność EMI_KUB Znajoma Postów: 16 12 Wysłany: 5 maja 2015, 13:30 Kochane moje... Ja zmagam się z silnymi wymiotami a o mdłościach to nie wspomnę... Do świata żywych postawiła mnie witamina B6. Nic innego nie pomogło, a próbowałam naprawdę wszystkiego. Dzięki niej zaczynam troszkę jeść...a wymioty i mdłości ustępują... Jak na razie to koszmar... Ale słyszałam, że około 10tygodnia wszystko zaczyna się uspokajać nuged.
  • 951t3073er.pages.dev/312
  • 951t3073er.pages.dev/68
  • 951t3073er.pages.dev/123
  • 951t3073er.pages.dev/136
  • 951t3073er.pages.dev/66
  • 951t3073er.pages.dev/329
  • 951t3073er.pages.dev/156
  • 951t3073er.pages.dev/364
  • 951t3073er.pages.dev/141
  • odstawiłam mleko i schudłam